Małgosia Kurdyś wzięła udział w Ogólnopolskim Turnieju Reportażu. Praca Małgosi jest świetna i naprawdę skłania do refleksji nad naszymi działaniami. Gosi gratulujemy i mamy nadzieję, że kolejny reportaż doczeka się nagrody!
XV Edycja
Ogólnopolskiego Turnieju Reportażu
dla Uczniów Szkół Ponadgimnazjalnych
im. Wandy Dybalskiej
ZAPRASZAMY DO LEKTURY :)
,,Od gorąca twych promieni zapłonęły
liście drzew.
Od zieleni do czerwieni krążył lata
senny lew.
Mała chmurka nad jej czołem, mała
łezka słony smak.
Pociemniało, poszarzało - jesień jak
to tak”.
Marek Grechuta - ,,Wiosna ach to ty”
- Jesień, jesień - jak to tak.
Powtarzam w
myślach, nucąc pod nosem piosenkę Marka Grechuty i wędrując ścieżkami
zaznaczonymi przez las i jego opadłe kolorowe liście.
Jesień
kojarzy mi się z melancholijnymi wieczorami, które dopełnia blask świecy
i jej
aromatyczny zapach imbiru i cynamonu oraz ulubiona książka bądź film.
Jesienne dni,
dla niektórych najgorsze w całym roku – szaro-bure, dla mnie mają swój
nietuzinkowy urok.
Wędruję,
obserwuję i podziwiam otaczający mnie świat.
Strzepuję
liście z ławki i siadam na niej, dostrzegając koło siebie plac zabaw.
W mojej
głowie pojawia się obraz bawiących się tam dzieci - na huśtawkach,
w
piaskownicy. Widzę ich uśmiechnięte twarze, pełne blasku i ciepła.
Zazdroszczę
im tej beztroski, znikomych zmartwień, tego wszystkiego, co odbiera nam
dzisiejszy świat, gdy na dobre i nieodwołalnie wkroczymy w świat dorosłych.
Każdy jeden
rok przysparza nam więcej obowiązków – z wyboru lub nie.
Myślę o tym,
czy to my sami nie jesteśmy sobie winni?
Niepotrzebnie
cały czas doszukujemy się wad w drugim człowieku, zamiast na spokojnie
porozmawiać – wolimy godzinami narzekać na siebie nawzajem, kłócić się o
błahostki itp. W ciągłej gonitwie dnia codziennego, tracimy z niego radość – bo
po prostu nie mamy na to czasu. Czy może po prostu
jesteśmy zbyt leniwi, by chcieć czegoś więcej od życia?
,,Tak
dalece jak to możliwe nie wyrzekając się siebie, bądź w dobrych stosunkach
z innymi ludźmi. Prawdę swą głoś”.
z innymi ludźmi. Prawdę swą głoś”.
Max Ehrmann - ,,Desiderata”
W oddali na
ławce dostrzegam pijanego mężczyznę (wnioskuję to po dwóch puszkach piwa, które
leżą obok niego) – dla niego swoistym sensem życia jest napicie się alkoholu, a
nawet można by rzec, iż ten człowiek żyje każdym dniem, próbując go jakoś
przeżyć
– być może
przespać.
Każda minuta
(jeśli nie jest pod wpływem alkoholu), ciągnie się dla niego
w nieskończoność. Wielu by powiedziało, że zmarnował swoje życie.
w nieskończoność. Wielu by powiedziało, że zmarnował swoje życie.
To
nieudacznik. Wyśmieją go, ponabijają się – tak jest najprościej.
Mało kto
wyciągnie do niego pomocną dłoń, bo wszyscy zaszufladkują go do jednej
kategorii. Choć nikt z nas nie zna jego historii.
A jednak
czasami tak łatwo udaje się nam to robić. Szufladkować ludzi.
Ileż takich było
sytuacji. Od każdej reguły są jednak wyjątki.
Wróćmy zatem
do pewnej listopadowej środy…
,,Prawdę
swą głoś spokojnie i jasno, słuchaj też tego co mówią inni, nawet głupcy i
ignoranci, oni też mają swoją opowieść”.
Max Ehrmann - ,,Desiderata”
Godzina 18. Inter-bus
na trasie Rybnik – Katowice punktualny, jak zawsze.
Uśmiecham się
nieśmiało w stronę koleżanki Kamili, bo wiem, że to będzie dobre zakończenie
dnia – może nie tylko dla mnie, dla nas, ale i dla osób, którym dzisiaj
pomożemy. Może dzisiaj nie zasną głodni i spragnieni.
Nie
wiedziałam na jakie przeżycia się piszę, dopóki nie spotkałam się z nimi twarzą
w twarz.
Uświadomiłam też sobie, że dopiero w takich chwilach doceniamy to, co mamy. Ale
po kolei.
- Cześć
wszystkim, widzę, że prawie wszystko gotowe!
Odzywa się
Kamila, gdy wchodzimy do kuchni Duszpasterstwa Akademickiego w Katowicach,
gdzie cały stół zapełniony jest kanapkami. Pomagamy spakować je do kilku
reklamówek, w międzyczasie do termosów i kubków termicznych przyrządzana jest
herbata i kawa.
Zadziwiające
jest to, że większość z nas to osoby młode – uczniowie, studenci.
Później nadchodzi
czas na modlitwę, tak bardzo ważną w tym dniu.
Bowiem bez
niej, bez pomocy Boga i Ducha Świętego nie byłoby nas tutaj, nie mielibyśmy wystarczających
pokładów sił do spotkań z tymi ludźmi.
- Dla jego
bolesnej męki.
- Miej
miłosierdzie dla nas i całego świata.
Po modlitwie
całą grupą podążamy w kierunku dworca PKS, skąd rozdzielamy się
i mniejszymi
grupami podążamy ulicami Katowic. Nasza grupa liczy 5 osób.
Towarzyszy mi
lęk, choć w głębi serca wiem, że Ktoś z nami jest i czuwa nad nami.
,,Nie bój
się. Jestem przy Tobie”. - te słowa wiszą nade mną przez cały ten czas spotkań
z biednymi.
Przed dworcem
i w innych miejscach pada zasadnicze i krótkie pytanie.
- Czy jest
Pan głodny?
Pierwszą
osobą jest mężczyzna, który zmarznięty siedzi na ławce. Po zjedzeniu kilku
kęsów i wypiciu paru łyków herbaty, ze łzami w oczach pyta nas, czy go
przygarniemy.
- Proszę was,
błagam…
Nikt z nas
nie wie co ma powiedzieć. Milczymy. Na twarzach dziewczyn, stojących obok mnie
dostrzegam zmieszanie, które i mnie w tamtej chwili towarzyszy.
Nie mamy tym
ludziom nic więcej do zaoferowania poza kanapkami i ciepłym napojem. Może to z
czasem się zmieni, gdy wieść o tej akcji rozniesie się dalej?
W
międzyczasie inny mężczyzna pokrótce opowiada nam o sobie.
Zadziwiające było to, gdy powiedział:
- Nie chcę od
was jedzenia, bo umiem sobie poradzić. Lepiej rozdajcie je tym, którzy nie dają
sobie rady. Bo ja tam pójdę na zupę, to znowu gdzieś indziej coś zjem.
Tylko wkurza
mnie to, gdy ktoś ma za co kupić alkohol, a na jedzenie nie ma…
Miał rację i
na prośbę Kamila powiedział, że postara się pomóc mężczyźnie siedzącemu
wtedy na
ławce. Ten sam mężczyzna gdy odchodzimy, mówi.
- Jezus żyje…
Mężczyzna prawie
płacze, lecz chwilę potem kontynuuje.
- Tylko On
przy mnie jest. Tylko On czuwa nade mną.
Spoglądam na
zegarek. Za 20 minut odjeżdża ostatni autobus do domu.
Bogu dzięki,
że mam dla kogo wracać.
Bogu dzięki,
że nie jestem sama.
Jeśli jesień
to smutna pora roku, tak samo jak smutny jest świat ludzi chorych
i bezdomnych,
to spróbujmy być tymi promykami nadziei, aby choćby odrobinę,
aby choć przez
chwilę rozjaśnić szare dni.
,,Teraz to jest świat, w
którym żyjemy
I to są ręce nam dane
Użyjmy ich i zacznijmy próbować
Uczynić go miejscem, za które warto walczyć
I to są ręce nam dane
Użyjmy ich i zacznijmy próbować
Uczynić go miejscem, za które warto walczyć
Genesis - „Land of
confusion”
Jedną z osób,
które to robią jest Roksana. Udowadnia, że można cieszyć się z życia,
realizować własne cele, a jednocześnie pomagać innym.
Maturzystka,
biegaczka, tancerka.
Chętnie
angażuje się w różne akcje – między
innymi Szlachetna Paczka.
Odważna,
pełna ciepła i wrażliwa młoda kobieta, którą znam od gimnazjum.
Gdy się
spotykamy – uznaję, że nic się nie zmieniła.
Po krótkiej
pogawędce o wszystkim i o niczym, przechodzimy do sedna.
Bo jak sama
wspominała, od marca jest wolontariuszką w hospicjum imienia świętego Rafała
Kalinowskiego w Rybniku. A wcześniej, w wakacje opiekowała się dziećmi podczas
rekolekcji w Wisełce i w Trzęsaczu. Do tych akcji namówiła ją koleżanka.
Czy żałowała?
Ani przez chwilę, bo lubi dzieci.
To jednak
było mało.
Czuła bowiem,
że ma dług do spłacenia u Tego na górze, tak więc zaczęła szukać…
I znalazła.
- I padło na
hospicjum?
R: Tak, padło
na niemedyczne hospicjum im. św. Rafała Kalinowskiego w Rybniku.
- Zacznijmy
od tego, co to jest za miejsce? Jak odniesiesz się do tego porównania
„hospicjum”
= rychła śmierć?
Rozmówczyni
przez chwilę milczy. Odnoszę wrażenie, jakby kątem oka podążała wzrokiem za
okno. Co widzi? Dokąd podążają jej myśli? Być może do wcześniej wspomnianych
,,Pól nadziei” – akcji organizowanej przez hospicjum, mającej na celu sadzenie
symbolicznych żonkili.
Bo hospicjum,
to przede wszystkim dawanie ludziom nadziei.
Roksana od
marca tego roku systematycznie chodziła na spotkania, a od początku wakacji
opiekuje się panią Halinką.
Pierwsze dni
wolontariatu wspomina pozytywnie – mówiąc o tym, uśmiecha się.
R: Przywitali
mnie ludzie o bardzo ciepłym usposobieniu, czułam, że to będzie to.
- Na czym właściwie polega Twoja praca
tam?
R: To są
zwyczajne czynności tak jak sprzątanie, zakupy, gotowanie.
Osoby takie
jak p. Halinka potrzebują przede wszystkim ciepła drugiej osoby, obecności
drugiego człowieka, rozmowy, bo czują się osamotnione.
- Co było
najtrudniejsze?
R: Wydaje
mi się, że zdobycie się na odwagę i przezwyciężenie własnych wątpliwości. Ważne,
żeby widzieć samemu sens w tym co się robi.
- Czy przez ten czas nie przyszła Ci do głowy
myśl, że to dla Ciebie za dużo?
R: Czasem
przez głowę przechodzą człowiekowi różne myśli, pojawiły się i te.
Ale lubię
wyzwania, każdy czasem powinien zmierzyć się ze swoimi słabościami. To one
powinny motywować człowieka do działania.
Dostrzegam,
jakby pod wpływem tych słów Roksana automatycznie wyprostowała się na krześle.
Domyślam się, że wie doskonale o czym mówi. Za pewne nie raz, nie dwa
doświadczyła trudnych chwil podczas treningów, zawodów i musiała stanąć twarzą
w twarz ze
swoimi słabostkami i pokonać je. Zdusić ból, zapomnieć o nim i dobiec
do mety.
Motywowanie samego siebie do pracy nad sobą to też nie lada sztuka
i to w każdej
dziedzinie, niekoniecznie w sporcie.
- A rodzice – wiedzieli od początku? Jaka była
ich reakcja?
R: Dowiedzieli
się jakoś po pierwszym spotkaniu. Na tyle, na ile mogą kibicują mi we wszystkim
tym, co robię i mnie wspierają. Za to ich kocham.
Rozmówczyni
uśmiecha się delikatnie, po chwili upijając łyk owocowej herbaty, której aromat
zmieszany z zapachem mojej świeżo parzonej kawy roznosi się po pomieszczeniu.
W końcowym
momencie naszej rozmowy, pytam ją o to, czy wolontariat cokolwiek zmienił w jej
życiu. Zastanawia mnie też, czy na ile zmieniło się życie p. Haliny odkąd
Roksana
w nim
zawitała? Czy u innego podopiecznego, którym zaopiekował się inny wolontariusz?
R: Teraz bardziej
dostrzegam ludzkie cierpienia, ale także radości - staram się cieszyć
z tego co
mam. Dawniej nie zwracałam na to większej uwagi, niż było trzeba.
Teraz
widzę więcej. Jestem zdrowa, mam wokół siebie kochających mnie bliskich,
dach nad
głową. Wydawać by się mogło, że niczego mi nie brakuje.
Stąd też
ta myśl, że skoro Bóg tak wiele mi dał dobrego, to może nadszedł czas bym
i ja komuś coś ofiarowała? Bezinteresownie? Z
rzeczami materialnymi jest łatwo. Kupujesz, oddajesz biednym – wydaje Ci się,
że jesteś święty.
Rozmowy
nie zawsze są łatwe – a my jesteśmy od tego, by ich wysłuchać, spróbować
zrozumieć, a przede wszystkim by przy nich być.
Uśmiecham
się, próbując dodać jej otuchy. Doceniam to, co robi. I liczę na to, że takich
promyków nadziei będzie więcej. Czasami tak naprawdę niewiele trzeba, by kogoś
uszczęśliwić. A ,,dziękuję” która nie raz wtedy usłyszymy, jest jak kolorowy
listek spadający z drzewa – jak nadzieja, którą warto się dzielić.
Wsiadam do
autobusu i siadam z tyłu, przy oknie. Gdy jeszcze stoimy na przystanku,
wpatruję się w przestrzeń za oknem i dostrzegam pijanego mężczyznę, który
powoli wstaje do pozycji siedzącej. Z chwilą gdy autobus rusza, jego postać
jest wyraźna, lecz
z czasem co
raz mniej, oddala się, w końcu znika z moich oczu. Podążając wzrokiem za
krajobrazem, który mijam w autobusie- wracam do domu, gdzie czeka na mnie…"
~Małgorzata Kurdyś
Publikacja objęta jest PRAWAMI AUTORSKIMI! ZABRANIA SIĘ JEJ KOPIOWANIA I ROZPOWSZECHNIANIA!
1 komentarz:
Życzę powodzenia dla przyszłych geodetów.
Prześlij komentarz