Klasa geodezyjna Technikum im. Henryka Sławika nr IV w Zespole Szkół Budowlanych w Rybniku.

4 maja 2016

XV Edycja Ogólnopolskiego Turnieju Reportażu


Małgosia Kurdyś wzięła udział w Ogólnopolskim Turnieju Reportażu. Praca Małgosi jest świetna i naprawdę skłania do refleksji nad naszymi działaniami. Gosi gratulujemy i mamy nadzieję, że kolejny reportaż doczeka się nagrody!


XV Edycja
Ogólnopolskiego Turnieju Reportażu
dla Uczniów Szkół Ponadgimnazjalnych
im. Wandy Dybalskiej
Plakat Ogólnopolski Turniej Reportażu



ZAPRASZAMY DO LEKTURY :)

"Jesień, jak to tak?



,,Od gorąca twych promieni zapłonęły liście drzew.
Od zieleni do czerwieni krążył lata senny lew.
Mała chmurka nad jej czołem, mała łezka słony smak.
Pociemniało, poszarzało - jesień jak to tak”.

Marek Grechuta - ,,Wiosna ach to ty”

- Jesień, jesień - jak to tak.
Powtarzam w myślach, nucąc pod nosem piosenkę Marka Grechuty i wędrując ścieżkami zaznaczonymi przez las i jego opadłe kolorowe liście.
Jesień kojarzy mi się z melancholijnymi wieczorami, które dopełnia blask świecy
i jej aromatyczny zapach imbiru i cynamonu oraz ulubiona książka bądź film.
Jesienne dni, dla niektórych najgorsze w całym roku – szaro-bure, dla mnie mają swój nietuzinkowy urok.
Wędruję, obserwuję i podziwiam otaczający mnie świat.
Strzepuję liście z ławki i siadam na niej, dostrzegając koło siebie plac zabaw.
W mojej głowie pojawia się obraz bawiących się tam dzieci  - na huśtawkach,
w piaskownicy. Widzę ich uśmiechnięte twarze, pełne blasku i ciepła.
Zazdroszczę im tej beztroski, znikomych zmartwień, tego wszystkiego, co odbiera nam dzisiejszy świat, gdy na dobre i nieodwołalnie wkroczymy w świat dorosłych.
Każdy jeden rok przysparza nam więcej obowiązków – z wyboru lub nie.
Myślę o tym, czy to my sami nie jesteśmy sobie winni?
Niepotrzebnie cały czas doszukujemy się wad w drugim człowieku, zamiast na spokojnie porozmawiać – wolimy godzinami narzekać na siebie nawzajem, kłócić się o błahostki itp. W ciągłej gonitwie dnia codziennego, tracimy z niego radość – bo po prostu nie mamy na to czasu. Czy może po prostu jesteśmy zbyt leniwi, by chcieć czegoś więcej od życia?

,,Tak dalece jak to możliwe nie wyrzekając się siebie, bądź w dobrych stosunkach
z innymi ludźmi. Prawdę swą głoś”.
Max Ehrmann - ,,Desiderata”

W oddali na ławce dostrzegam pijanego mężczyznę (wnioskuję to po dwóch puszkach piwa, które leżą obok niego) – dla niego swoistym sensem życia jest napicie się alkoholu, a nawet można by rzec, iż ten człowiek żyje każdym dniem, próbując go jakoś przeżyć
– być może przespać.
Każda minuta (jeśli nie jest pod wpływem alkoholu), ciągnie się dla niego
w nieskończoność. Wielu by powiedziało, że zmarnował swoje życie.
To nieudacznik. Wyśmieją go, ponabijają się – tak jest najprościej.
Mało kto wyciągnie do niego pomocną dłoń, bo wszyscy zaszufladkują go do jednej kategorii. Choć nikt z nas nie zna jego historii.
A jednak czasami tak łatwo udaje się nam to robić. Szufladkować ludzi.
Ileż takich było sytuacji. Od każdej reguły są jednak wyjątki.
Wróćmy zatem do pewnej listopadowej środy…


,,Prawdę swą głoś spokojnie i jasno, słuchaj też tego co mówią inni, nawet głupcy i ignoranci, oni też mają swoją opowieść”.
 Max Ehrmann - ,,Desiderata”

Godzina 18. Inter-bus na trasie Rybnik – Katowice punktualny, jak zawsze.
Uśmiecham się nieśmiało w stronę koleżanki Kamili, bo wiem, że to będzie dobre zakończenie dnia – może nie tylko dla mnie, dla nas, ale i dla osób, którym dzisiaj pomożemy. Może dzisiaj nie zasną głodni i spragnieni.
Nie wiedziałam na jakie przeżycia się piszę, dopóki nie spotkałam się z nimi twarzą
w twarz. Uświadomiłam też sobie, że dopiero w takich chwilach doceniamy to, co mamy. Ale po kolei.
- Cześć wszystkim, widzę, że prawie wszystko gotowe!
Odzywa się Kamila, gdy wchodzimy do kuchni Duszpasterstwa Akademickiego w Katowicach, gdzie cały stół zapełniony jest kanapkami. Pomagamy spakować je do kilku reklamówek, w międzyczasie do termosów i kubków termicznych przyrządzana jest herbata i kawa.
Zadziwiające jest to, że większość z nas to osoby młode – uczniowie, studenci.
Później nadchodzi czas na modlitwę, tak bardzo ważną w tym dniu.
Bowiem bez niej, bez pomocy Boga i Ducha Świętego nie byłoby nas tutaj, nie mielibyśmy wystarczających pokładów sił do spotkań z tymi ludźmi.
- Dla jego bolesnej męki.
- Miej miłosierdzie dla nas i całego świata.
Po modlitwie całą grupą podążamy w kierunku dworca PKS, skąd rozdzielamy się
i mniejszymi grupami podążamy ulicami Katowic. Nasza grupa liczy 5 osób.
Towarzyszy mi lęk, choć w głębi serca wiem, że Ktoś z nami jest i czuwa nad nami.
,,Nie bój się. Jestem przy Tobie”. - te słowa wiszą nade mną przez cały ten czas spotkań
z biednymi.
Przed dworcem i w innych miejscach pada zasadnicze i krótkie pytanie.
- Czy jest Pan głodny?
Pierwszą osobą jest mężczyzna, który zmarznięty siedzi na ławce. Po zjedzeniu kilku kęsów i wypiciu paru łyków herbaty, ze łzami w oczach pyta nas, czy go przygarniemy.
- Proszę was, błagam…
Nikt z nas nie wie co ma powiedzieć. Milczymy. Na twarzach dziewczyn, stojących obok mnie dostrzegam zmieszanie, które i mnie w tamtej chwili towarzyszy.
Nie mamy tym ludziom nic więcej do zaoferowania poza kanapkami i ciepłym napojem. Może to z czasem się zmieni, gdy wieść o tej akcji rozniesie się dalej?
W międzyczasie inny mężczyzna pokrótce opowiada nam o sobie.
 Zadziwiające było to, gdy powiedział:
- Nie chcę od was jedzenia, bo umiem sobie poradzić. Lepiej rozdajcie je tym, którzy nie dają sobie rady. Bo ja tam pójdę na zupę, to znowu gdzieś indziej coś zjem.
Tylko wkurza mnie to, gdy ktoś ma za co kupić alkohol, a na jedzenie nie ma…
Miał rację i na prośbę Kamila powiedział, że postara się pomóc mężczyźnie siedzącemu
wtedy na ławce. Ten sam mężczyzna gdy odchodzimy, mówi.
- Jezus żyje…
Mężczyzna prawie płacze, lecz chwilę potem kontynuuje.
- Tylko On przy mnie jest. Tylko On czuwa nade mną.
Spoglądam na zegarek. Za 20 minut odjeżdża ostatni autobus do domu.
Bogu dzięki, że mam dla kogo wracać.
Bogu dzięki, że nie jestem sama.
Jeśli jesień to smutna pora roku, tak samo jak smutny jest świat ludzi chorych
i bezdomnych, to spróbujmy być tymi promykami nadziei, aby choćby odrobinę,
aby choć przez chwilę rozjaśnić szare dni.

,,Teraz to jest świat, w którym żyjemy
I to są ręce nam dane
Użyjmy ich i zacznijmy próbować
Uczynić go miejscem, za które warto walczyć

Genesis - „Land of confusion”

Jedną z osób, które to robią jest Roksana. Udowadnia, że można cieszyć się z życia, realizować własne cele, a jednocześnie pomagać innym.
Maturzystka, biegaczka, tancerka.
Chętnie angażuje się w różne akcje  – między innymi Szlachetna Paczka.
Odważna, pełna ciepła i wrażliwa młoda kobieta, którą znam od gimnazjum.
Gdy się spotykamy – uznaję, że nic się nie zmieniła.
Po krótkiej pogawędce o wszystkim i o niczym, przechodzimy do sedna.
Bo jak sama wspominała, od marca jest wolontariuszką w hospicjum imienia świętego Rafała Kalinowskiego w Rybniku. A wcześniej, w wakacje opiekowała się dziećmi podczas rekolekcji w Wisełce i w Trzęsaczu. Do tych akcji namówiła ją koleżanka.
Czy żałowała? Ani przez chwilę, bo lubi dzieci.
To jednak było mało.
Czuła bowiem, że ma dług do spłacenia u Tego na górze, tak więc zaczęła szukać…
I znalazła.
- I padło na hospicjum?
R: Tak, padło na niemedyczne hospicjum im. św. Rafała Kalinowskiego w Rybniku.
- Zacznijmy od tego, co to jest za miejsce? Jak odniesiesz się do tego porównania
„hospicjum” = rychła śmierć?
Rozmówczyni przez chwilę milczy. Odnoszę wrażenie, jakby kątem oka podążała wzrokiem za okno. Co widzi? Dokąd podążają jej myśli? Być może do wcześniej wspomnianych ,,Pól nadziei” – akcji organizowanej przez hospicjum, mającej na celu sadzenie symbolicznych żonkili.
Bo hospicjum, to przede wszystkim dawanie ludziom nadziei.
Roksana od marca tego roku systematycznie chodziła na spotkania, a od początku wakacji opiekuje się panią Halinką.
Pierwsze dni wolontariatu wspomina pozytywnie – mówiąc o tym, uśmiecha się.
R: Przywitali mnie ludzie o bardzo ciepłym usposobieniu, czułam, że to będzie to.
- Na czym właściwie polega Twoja praca tam?
R: To są zwyczajne czynności tak jak sprzątanie, zakupy, gotowanie.
Osoby takie jak p. Halinka potrzebują przede wszystkim ciepła drugiej osoby, obecności drugiego człowieka, rozmowy, bo czują się osamotnione.
- Co było najtrudniejsze?
R: Wydaje mi się, że zdobycie się na odwagę i przezwyciężenie własnych wątpliwości. Ważne, żeby widzieć samemu sens w tym co się robi.
-  Czy przez ten czas nie przyszła Ci do głowy myśl, że to dla Ciebie za dużo?
R: Czasem przez głowę przechodzą człowiekowi różne myśli, pojawiły się i te.
Ale lubię wyzwania, każdy czasem powinien zmierzyć się ze swoimi słabościami. To one powinny motywować człowieka do działania.
Dostrzegam, jakby pod wpływem tych słów Roksana automatycznie wyprostowała się na krześle. Domyślam się, że wie doskonale o czym mówi. Za pewne nie raz, nie dwa doświadczyła trudnych chwil podczas treningów, zawodów i musiała stanąć twarzą
w twarz ze swoimi słabostkami i pokonać je. Zdusić ból, zapomnieć o nim i dobiec
do mety. Motywowanie samego siebie do pracy nad sobą to też nie lada sztuka
i to w każdej dziedzinie, niekoniecznie w sporcie.
-  A rodzice – wiedzieli od początku? Jaka była ich reakcja?
R: Dowiedzieli się jakoś po pierwszym spotkaniu. Na tyle, na ile mogą kibicują mi we wszystkim tym, co robię i mnie wspierają. Za to ich kocham.
Rozmówczyni uśmiecha się delikatnie, po chwili upijając łyk owocowej herbaty, której aromat zmieszany z zapachem mojej świeżo parzonej kawy roznosi się po pomieszczeniu.
W końcowym momencie naszej rozmowy, pytam ją o to, czy wolontariat cokolwiek zmienił w jej życiu. Zastanawia mnie też, czy na ile zmieniło się życie p. Haliny odkąd Roksana
w nim zawitała? Czy u innego podopiecznego, którym zaopiekował się inny wolontariusz?
R: Teraz bardziej dostrzegam ludzkie cierpienia, ale także radości - staram się cieszyć
z tego co mam. Dawniej nie zwracałam na to większej uwagi, niż było trzeba.
Teraz widzę więcej. Jestem zdrowa, mam wokół siebie kochających mnie bliskich,
dach nad głową. Wydawać by się mogło, że niczego mi nie brakuje.
Stąd też ta myśl, że skoro Bóg tak wiele mi dał dobrego, to może nadszedł czas bym
 i ja komuś coś ofiarowała? Bezinteresownie? Z rzeczami materialnymi jest łatwo. Kupujesz, oddajesz biednym – wydaje Ci się, że jesteś święty.
Rozmowy nie zawsze są łatwe – a my jesteśmy od tego, by ich wysłuchać, spróbować zrozumieć, a przede wszystkim by przy nich być.
Uśmiecham się, próbując dodać jej otuchy. Doceniam to, co robi. I liczę na to, że takich promyków nadziei będzie więcej. Czasami tak naprawdę niewiele trzeba, by kogoś uszczęśliwić. A ,,dziękuję” która nie raz wtedy usłyszymy, jest jak kolorowy listek spadający z drzewa – jak nadzieja, którą warto się dzielić.

Wsiadam do autobusu i siadam z tyłu, przy oknie. Gdy jeszcze stoimy na przystanku, wpatruję się w przestrzeń za oknem i dostrzegam pijanego mężczyznę, który powoli wstaje do pozycji siedzącej. Z chwilą gdy autobus rusza, jego postać jest wyraźna, lecz
z czasem co raz mniej, oddala się, w końcu znika z moich oczu. Podążając wzrokiem za krajobrazem, który mijam w autobusie- wracam do domu, gdzie czeka na mnie…"
~Małgorzata Kurdyś

 Publikacja objęta jest PRAWAMI AUTORSKIMI! ZABRANIA SIĘ JEJ KOPIOWANIA I ROZPOWSZECHNIANIA!



1 komentarz:

geodeta.olsztyn.pl pisze...

Życzę powodzenia dla przyszłych geodetów.

Prześlij komentarz